Katowice (niem. Kattowitz). Większą część tego dnia spędziłem w Mysłowicach. Trochę się bałem o ten wyjazd, bo zapowiedzi mówiły jasno - o 17:00 zacznie się ulewa. Faktycznie tak się stało. Gdy jadłem pizzę w jednej z knajpek - zerwał się wiatr, zrobiło się ciemno. Po kilku minutach z nieba poleciał deszcz, a niebo zaczęły rozświetlać błyskawice. Zatem decyzja jedna - ewakuacja. Biegusiem poleciałem na przystanek tramwaju linii nr 14, który pojawił się po 3 minutach (i dobrze, bo nie było wiaty na przystanku, a jedynym schronieniem było drzewo). Dojeżdżając do Szopienic przestało padać. Myślę sobie - ufff - dotrę w miarę suchy do mojej noclegowni w centrum Katowic. Wysiadłem na "moim" przystanku. Myślę sobie - nie pada - jest dobrze! Jeszcze małe zakupy i czas się zabunkrować w hotelu. Uszedłem może z 2 minuty i znów zaczyna padać. Niby niedaleko do sklepu, ale deszcz był zbyt mocny - uciekłem do jednej z nielicznych w tej okolicy przedwojennych klatek schodowych. Właśnie tej ze zdjęcia. Można by rzec - bez tej ulewy, byście tego miejsca na Klatkowcu nie zobaczyli. Spędziłem tam z 15 minut. Później już deszcz się uspokoił i w miarę suchą nogą dotarłem do hotelu. Taki to żywot Klatkowca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz